Po tym jak okazało się, że wraz z mostem na Wiśle spaliły się jakieś przewody, łącza czy coś podobnego należące do ministerstwa obrony narodowej, pan minister wystąpił przed kamerami i oświadczył, mniej więcej tyle, że właściwie nic się nie stało, bo pożar był w niedziele, a ministerstwo w niedziele nie pracuje.
W takim razie jeśli jakieś państwo zaatakuje Polskę w piętek po południu to ma czas, zanim ktoś się zorientuje, że coś jest nie tak i wyśle naszą niezwyciężoną armię, złożoną w połowie z generałów, żeby rozgromiła wroga, aż do poniedziałku, powiedzmy do godziny dziesiętnej, czy tam o której panie urzędniczki kończą popijanie kawusi. Czyli mogą wygrać wojnę zanim nasi rządzący się we wszystkim połapią.
Skoro my to wiemy to znaczy, że o zdolnościach obronnych Polski wiedzą wszyscy kogo ta sprawa interesuje. I jak tu się dziwić, że nikt Polski nie traktuje poważnie.
Komentarze